Nauka bez kart trójdzielnych i bitów inteligencji, czyli jak uczyć przez kontakt z przyrodą?

Dziś rzecz będzie o tym, jak nie popaść w rozpacz ucząc dzieci. Czy naprawdę potrzebujemy naszykować cuda na kiju, żeby wytłumaczyć dziecku proste pojęcie? Ba! czasem i to za mało, bo czujemy się przymuszeni, żeby spędzić wieczór na drukowaniu, laminowaniu i wycinaniu, albo odczuwamy konieczność zakupu Kolejnej Niezbędnej Pomocy. A czasem wystarczy wyjść na dwór (lub na pole, jeśli jesteście z "tej" części Polski) i porozglądać się uważnie.

Tym razem rzecz będzie właśnie o tej przyrodniczej "uważności" lub mindfulness, jeśli mam się wpisywać w najnowsze trendy językowe.

Chcę Wam pokazać jak umiejętnie czerpać z tego co nas otacza, niezależnie od języka nauki. Na warsztat trafia temat "przyroda" i rozwijanie zdolności językowych oraz matematycznych.

Dlaczego uczyć przez kontakt z przyrodą?

Czy kojarzycie piramidę uczenia się (learning pyramid/cone of experience)? Tą, w której na samym dole mamy poziom przyswajania wiedzy gdy jesteśmy słuchaczami, a na samej górze maksymalną retencję w przypadku zaangażowania wszystkich możliwych środków (wzrok, słuch, samodzielne wykonanie czynności)? Zdaję sobie sprawę, że same procenty bywają tu kwestionowane, ale sama istota piramidy Dale'a pozostaje jak najbardziej na miejscu.

Obcowanie z przyrodą daje właśnie "ten namacalny konkret", na którym możemy wykonać operacje, by wspomóc proces uczenia się. I do tego wszystko za darmo!

Dlatego w dalszej części artykułu będę naprzemiennie prezentować techniki, które wykorzystuję w pracy z dziećmi, oraz zaproponuję dwie książki dla tych z Was, którzy chcieliby wesprzeć swój "przyrodniczy mindfulness".

Synonimy w służbie rozwoju językowego

Co widzicie na zdjęciu? Liść?

Ostatnio prowadząc wykład o dwujęzyczności zamierzonej, postanowiłam zaprezentować to proste ćwiczenie - rozdałam każdemu po jednym liściu i poprosiłam o opisanie go. Potrafilibyście to zrobić?

Aby sensownie nauczyć bogatego języka, warto podsuwać dzieciom jak najwięcej synonimów. Dla mnie ta technika oferuje dodatkowy atut, ponieważ czasem nad angielskim słowem muszę się dłużej zastanowić, dlatego najpierw podsuwam to, co mi pierwsze przyjdzie do głowy, a potem uzupełniam wypowiedź. Jaki jest więc ten liść?

It's spotted, splattered, speckled, dotted, patchy, multicoloured (kropkowany, ciapkowany, wielokolorowy, plamisty, łaciaty)
It's withered, dried, brittle, stiff (zwiędły, wysuszony, kruchy, sztywny)

Zwróćcie uwagę, że nawet jeśli dziecko nie rozumie danego słowa, to poprzez namacalny obiekt w ręku łatwo dojdzie do znaczenia pojęcia.

Antonimy - sposób na wspieranie rozumienia kontekstowego

Kolejne ćwiczenie opiera się o wykorzystanie antonimów. Robiłam je ostatnio z moją córką i byłam zachwycona jak szybko połapała się w znaczeniu nieznanych słów. Dla mnie jest to kolejny dowód, że metoda tłumaczeniowa w nauce języków obcych wcale nie jest koniecznością.

Pytania, które jej zadawałam, brzmiały:

Is it oblong or palmate (podłużny czy dłoniasty)?
Is it leathery or velvety (skórzasty czy aksamitny)?
Is the edge smooth or serrate (brzeg gładki czy piłkowany)? - tu drobna uwaga - jawor ma formalnie liść grubo piłkowany, czyli "crenate", ale w języku potocznym słowo "serrate" jest dużo częściej używane, stąd moja niepoprawność botaniczna

Rozumienie antonimu może się tu opierać zarówno o opozycję w stosunku do już poznanego słowa, jak i o obserwacje okazów.

Podobne nie znaczy tożsame

Pamiętacie jak pisałam o ćwiczeniach lewopółkulowych i przy okazji wymieniałam dopasowywanie cieni jako jedną metod rozwijania sprawności lewej półkuli mózgu?

Zdjęcie powyżej idealnie odwzorowuje to zadanie - mamy dwa bardzo podobne do siebie liście - klonu jaworu oraz klonu pospolitego i za zadanie mamy znaleźć różnice i podobieństwa. Na ostatnim spacerze robiłam takie ćwiczenia z dziećmi i widzę, że obecnie dużo bardziej świadomie przyglądają się roślinom.

Tak na marginesie - wiecie, że różnicowanie podobnych przedmiotów jest kluczowe w nauce czytania? Te liście równie dobrze mogłyby być literami "b, d, p / m, n, itp.".

Jak więc wyglądała tu nasza rozmowa?

Can you compare the stems/stalks? (porównaj ogonki liściowe) - tu głównie chodzi o długość
Do you see the leaf veins? Are they equally pronounced? (czy widzisz nerwy? czy są tak samo zaznaczone?)
Look at the leaf margin - is it the same in both leaves? Maybe one is more spiky or rounded? (obejrzyj brzeg liścia, czy jest tak samo zaokrąglony/spiczasty?)

Tworzymy mapy pojęciowe

Dużo wcześniej zanim dziecko zacznie mówić zna już całkiem sporo słów. Rozumienie nowych pojęć bazuje na posiadanej wiedzy - w praktyce możemy sobie to wyobrazić jako mapy pojęciowe, które dziecko tworzy w swojej głowie.

Przyjrzyjmy się powyższym liściom, ten po prawej to osika, ten po lewej topola (czarna lub kanadyjska). Oto jak tworzę dzieciom mapę pojęciową:

The leaf on the right is aspen, aspen is a type of poplar. Poplars are all leafy trees. Leafy trees are also called deciduous - they drop leaves for winter. All poplars have soft and light wood, not suitable for making furniture.
Liść po prawej to osika, która jest jedną z odmian topoli. Topole to drzewa liściaste, a te zrzucają liście na zimę. Drewno topól jest lekkie i miękkie, nienadające się do produkcji mebli.

Wniosek: mówiąc do dzieci, nie upraszczajmy niepotrzebnie języka. Budujmy na pojęciach, które już znają i dodawajmy nowe.

To, tamto, tam / this, that, there - nasi wrogowie

Jako rodzic wychowujący w dwujęzyczności zamierzonej muszę nieustannie mobilizować się do poprawnego i bogatego wysławiania się. Od kiedy bardziej skupiam się na tym aspekcie wychowania, zauważam jak łatwo ześliznąć się w lenistwo językowe.

Jak często zamiast powiedzieć - "przynieś mi żółtą rękawiczkę, która leży na kredensie, pomiędzy książką a motkiem wełny" mówimy "przynieś mi rękawiczkę stamtąd" i pokazujemy palcem?

This, that - to słowa, które zastępują nazwy własne przedmiotów. "To" może przykładowo być skuwką, którą właśnie upuściliśmy, czy parą skarpet w esy-floresy, które należy wyciągnąć z szuflady.

There z kolei niesie ze sobą ogromną wiedzę związaną z rozumieniem zależności przestrzennych. Jest to jeden z fundamentów rozumienia matematyki. Więcej na ten temat możecie przeczytać w książce prof. Gruszczyk-Kolczyńskiej i Ewy Zielińskiej [dostęp online].

Skoro zeszło już na temat matematyki to podsunę dwie inne szybkie zabawy, bardziej naukowe, niż językowe.

Szeregowanie według kryterium rosnącego rozmiaru.
Rozróżnianie barw i szeregowanie zgodnie z kolorystyką tęczy (przejście chlorofil-ksantofil-karoteny-antocyjany).

Jak wykształcić w sobie przyrodniczy "mindfulness"?

O ile uważam, że spokojnie można się obyć bez kart, bitów, pomocy dydaktycznych, to jednocześnie dostrzegam, że w takim układzie osoba ucząca musi naprawdę mieć o czym pogadać. A że nie każdy musi być pasjonatem wszystkich dziedzin wiedzy, to warto mieć na podorędziu pomocniki.

Dwie książki, które prezentuję są wzajemnie komplementarne - pierwsza ukazuje ciekawostki, których warto wypatrywać i radzi jak kreatywnie spędzać czas na łonie natury, a druga umożliwia nazwanie tego, co zaobserwujemy.

"Na dworze - przewodnik dla odkrywców przyrody" wyd. Dwie Siostry

Śmieję się, że ta książka jest koncentratem przyrodniczego "mindfulness". Wszystkie możliwe tematy poruszone z perspektywy obserwacji, których możemy dokonać w terenie.

Rzut okiem na spis treści daje niezłe pojęcie jakiego kalibru jest to cegła - bo choć książka z pozoru jest nieduża, to na grubość jest potężna (byłam zaskoczona).

Co istotne, ta portugalska książka została zaadaptowana do polskich warunków. Jest to niezmiernie ważne, bo wymaga to ze strony tłumaczy dodatkowego nakładu pracy i często jest to etap pomijany (mam książki o przyrodzie, które, choć wydane w Polsce, odnoszą się wyłącznie do realiów Ameryki Północnej, grrr).

Przykład adaptacji uwzględniającej polskie warunki.

W książce znajdziemy sporo plansz z rzeczami, które możemy zaobserwować w naturze - np. resztki posiłków, tropy, czy nawet... sowie wypluwki ;) Każde znalezisko opatrzone jest opisem z licznymi ciekawostkami.

Fragmenty książki utrzymane są w formule popularno-naukowej, bogato ilustrowanej...

... za to kolejne fragmenty nawiązują do najczęściej pojawiających się pytań lub mitów.

W książce znajdziemy dużo inspiracji do własnych poszukiwań, ale również do sporo większych projektów. Poniżej przykład - jak mądrze wybrać drzewo na huśtawkę?

Inne projekty, które znajdziemy w książce będą dotyczyły rzeźb z naturalnych surowców, przygotowania domków dla ptaków, czy torebki do przechowywania nasion (i wiele wiele innych).

Książka wzbogacona jest o kolorowe plansze, ułatwiające oznaczanie obserwowanych gatunków.

Przyroda to również geologia. Aż prosi się o eksperymentalne sprawdzenie wypisanych właściwości skał.

Pisząc tę recenzję zastanawiałam się czy jest jakakolwiek alternatywa dla tej książki i chyba nie ma. Są książki z serii o Linnei, ale one są kierowane do dużo młodszego odbiorcy i przekrój poruszanych tematów jest znacznie węższy.

Dla kogo ta książka? Dla nauczycieli, dla rodziców małych dzieci, dla samodzielnych czytaczy, dla słuchaczy w wieku 8+. Gorąco ją polecam - to taka literatura, która rośnie razem z dzieckiem!


W tym miejscu kupisz książkę "Na dworze. Przewodnik dla odkrywców przyrody" Maria Ana Peixe Dias, Inês Teixeira do Rosário


"Kingfisher Concise Field Guide. Animals & Plants of Britain & Europe" wyd. Kingfisher

Książka, którą wielokrotnie wspominałam, wielokrotnie mnie o nią pytano, a jakoś nie było okazji pokazać ją na blogu w pełnej okazałości. To jest mój terenowy pomocnik językowy.

Jedyny mankament jest taki, że obecnie można ją tylko dostać używaną, ponieważ ostatnie wydanie było w 1991 roku.

W przewodniku znajdziemy sensownie dobrany przekrój gatunków zwierząt i roślin, które chcielibyśmy oznaczyć. Dużym plusem są ryciny, z którymi oznaczanie jest łatwiejsze i pewniejsze, ponieważ dają ogląd np. na różne stadia rozwoju, przekroje owoców, czy kształty nasion.

Każdy rozdział poprzedzony jest wstępem teoretycznym oraz rycinami wprowadzającymi nomenklaturę.
Wiele gatunków zwierząt zostało opatrzonych mapką, na której sprawdzimy zasięgi występowania.
Organizmy grupowane są pod względem podobieństw (głównie kolorystycznych), co przyspiesza wyszukiwanie.
Wybrano najpopularniejsze gatunki roślin, co usprawnia proces poszukiwań.
Wstępy teoretyczne do kolejnych działów są rzeczywiście przydatne. Powyżej: metoda szacowania wysokości drzewa
W książce znajdziemy nie tylko nazwę botaniczną, ale również typowe nazwy zwyczajowe roślin i grzybów.

Słowem podsumowania powiem, że sporo recenzji się naczytałam, zanim zdecydowałam się na ten atlas. Gdybym miała drugi raz wybierać, wybrałabym ten sam. Z alternatyw godnych uwagi wymieniłabym książki Collinsa oraz RHS (Royal Horticultural Society).


W tym miejscu dostaniesz książkę "Kingfisher Concise Field Guide. Animals & Plants of Britain & Europe" ed. Michael Chinery [Amazon co uk]


Książki, które polecam, rekomenduję Wam z całego serca. Jeśli zechcesz dokonać zakupu przez któryś z linków przeze mnie zamieszczonych, dostanę z tego tytułu małą prowizję. Nie ma to wpływu na cenę książki, a będzie to formą wyrażnia wdzięczności za moją pracę.

Podoba Ci się to co robię? Chcesz być na bieżąco? Jeśli zainteresował Cię ten artykuł, to zapraszam do polubienia mojej strony na Facebooku

Author image
Spiritus movens mamtonakoncujezyka.pl, posiadaczka dwójki dzieci i trzech par rąk (od czasu założenia bloga)