Co dały cztery lata wychowania dwujęzycznego? jakie były moje obawy? jak reaguje otoczenie? co potrafi dwujęzyczne dziecko?

Urodziny mojej córki są dla mnie momentem corocznego podsumowania oraz planowania działań na kolejny rok. Są też momentem, kiedy mogę Wam "od kuchni" pokazać jak to u mnie wygląda: co się sprawdziło? jakie są wymierne efekty dwujęzyczności zamierzonej? na jakie problemy natrafiłam?

Rok temu nasze postępy opisywałam w tym miejscu, gdzie dokładnie opisałam ścieżkę jaką przeszliśmy jako rodzina mówiąca w 100% po polsku, do układu gdzie praktycznie cała komunikacja odbywa się po angielsku. W tegorocznym podsumowaniu skupię się bardziej na ewolucji jakiej ulega każdy z członków rodziny i o tym jaki udział w dwujęzyczności ma każde z nas.

IMG_9133

Mama - nie taki diabeł straszny

Moja polityka językowa nie uległa zmianie na przestrzeni ostatniego roku - mówię do dzieci wyłącznie po angielsku... z jednym "ale" - polskie książki czytam po polsku i uspójniam słownictwo. Przykład (wprowadzam nowe słowo): this bird is a starling, "starling" in Polish is called "szpak". Dzieci to w pełni akceptują i reagują nieswojo gdy zdarza mi się zwrócić do nich nie po angielsku.

Moim wielkim strachem było pójście córki do zwykłego rejonowego przedszkola, gdzie spędza 7 godzin dziennie. Bałam się, że to kompletnie zdusi język angielski. Szczęśliwie okazało się, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Oczywiście, polski jest nadal dominującym u niej językiem, ale zobserwowałam ciekawe zjawisko.

Publicznie córka zawsze zwraca się do mnie po angielsku (to wyraźne odcięcie jest bardzo widoczne, gdy nauczycielka przekazuje mi opiekę nad córką), a w domu angielskiego jest 40% do (w porywach) 90%. Wszystko zależy od dnia. I tak, zdarza mi się prosić "please speak English to me", ale nie stosuję żadnych innych form nacisku.

Sama cały czas muszę się douczać angielskiego (mimo, że leci czwarty rok, co gadam non stop po angielsku). Łażę i co i rusz wyszukuję jakieś brakujące słówka.

O ile przywykłam do mówienia po angielsku w domu, na placu zabaw, przy rodzinie, w sklepie, to miałam problem, żeby przełamać się i mówić po angielsku w przedszkolu, czy u lekarza. Niesłusznie - spotykam się z bardzo pozytywną reakcją otoczenia. Do tego stopnia, że bywam zaczepiana przez sąsiadów lub znajome panie ekspedientki, które mówią, że miałam świetny pomysł i że dzieci tak pięknie mówią. Od tego roku nawet u lekarza mówię do dzieci po angielsku.

IMG_8390

Last but not least - moja tajna broń, czyli parafrazowanie. Mam już głęboko zakorzeniony nawyk, że każdą wypowiedź, która jest po polsku, a jest skierowana do mnie, parafrazuję. Ewentualnie podaję początkowe wyrazy i znacząco zawieszam głos, czekając na kontynuację po angielsku.

Tata

Tata obiema rękami i nogami jest za dwujęzycznością, lecz wymaga stałego motywowania z mojej strony. Ma ode mnie trudniej, ponieważ jego angielski nie jest tak dobry (CPE by pewnie zdał, ale raczej nie z palcem w nosie). Zmęczony Tata przełącza się na polski i dzieci szybko za nim podążają. Tata czyta dzieciom książki w obu językach - tu te same zasady obowiązują, co w przypadku Mamy.

Uważam, że rola ojca w dwujęzyczności jest nieoceniona - nawet jeśli nie bierze aktywnie udziału w przekazywaniu drugiego języka, to jest odpowiedzialny za wspieranie tego procesu na poziomie psychologicznym. Poparcie i autorytet drugiego rodzica są kluczowe dla realizacji tego przedsięwzięcia.

Czasem pokładam się ze śmiechu jak słucham dyskusji Córki i Taty:

Córka: W Anglii jest bardzo śmieszny język.
Tata: Jaki?
Córka: Nie wiem, nie znam.

rozwoj-mowy

Syn - praca u podstaw

Jakiś czas temu obszernie opisywałam, że zmagam się z opóźnionym rozwojem mowy u Syna. W wieku 18 miesięcy Syn miał problem z wymówieniem większości samogłosek, na drugie urodziny naliczyłam równo 70 słów. Od drugich urodzin minęło 3.5 miesiąca i obecnie nie jestem w stanie zliczyć słów, których używa, ale mogę szacować rząd wielkości jako 400-600.

Mowa nadal jest bardzo niewyraźna, jest wiele substytucji głoskowych. Są również wyrazy autorskie, np. tiblip oznacza kroplę, klepsydrę i kapanie, gikop to koparka. Pojawiły się zdania składające się z kilku słów, np. "Niania come dom Connie?" (Czy obejrzymy Connie, kiedy Kinia wróci do domu?). Tak jak to było w przypadku córki, Syn z pary słów polski/angielski wybiera nazwę prostszą do wymówienia.

Praktycznie wszystko, co mówi Syn, wypowiada w języku angielskim. Rozumienie tego języka również bije na głowę polski. Głównym źródłem polskiego dla Syna jest jego siostra oraz dziadkowie.

Staram się codziennie poświęcić co najmniej godzinę na wspieranie rozwoju mowy Syna - poprzez:

  • naukę czytania Metodą Krakowską, która u nas sprowadza się do powtarzania różnych sylab, dzięki czemu Syn nabywa umiejętność wymawiania nowych głosek/sylab/sekwencji sylab
  • czytanie i opowiadanie książek - przy czym ja czytam, a Syn odpowiada na pytania, o tym jak to robić możecie przeczytać tu
  • wspólne śpiewanie - ja śpiewam zwrotkę, a syn dośpiewuje fragmenty refrenu
  • opowiadanie co się działo ostanio, proszenie syna o przekazanie komuś informacji (posłaniec), męczenie go o powtórzenie słów (to ostatnie od niedawna, bo wcześniej wyraźnie się blokował na takie sugestie)

Poza powyższym kluczowy jest ruch i sport. Od kiedy zrobiło się ciepło i nogi można było zastąpić rowerkiem biegowym (który wymaga dużej koordynacji), to rozwój mowy pędzi, gna, pruje do przodu.

Córka - słowotok level master

IMG_6786
Zacznę od anegdoty - na początku roku nowo przyjęte dzieci są poddawane w przedszkolu Córki ocenie kompetencji językowych przez logopedę. Ocena obejmuje oszacowanie zasobu słów, wskazanie wad wymowy, itp.. Ku mojemu zaskoczeniu po takiej analizie zostałam pisemnie wezwana do logopedy. Co się okazało - Pani logopeda założyła z automatu (jeszcze przed badaniem), że skoro dziecko dwujęzyczne (tak wpisałam w ankiecie), to będzie wymagało interwencji. Przyszłam więc, a Pani logopeda mi mówi, że gdyby nie kwestionariusz, to by się nie zorientowała, że moja latorośl jest dwujęzyczna.

Ostatni komentarz nie jest dla mnie zaskakujący, bo rzeczywiście, w momencie, kiedy córka przestawi się na polski, to mówi ciągiem w tym języku. Natomiast widać w obu językach naleciałości z tego drugiego, np. po polsku córka powie w jeden dzień (one day), zamiast pewnego dnia. Powie też dzieniowe ubranie, bo po angielsku mówimy put on your day clothes. Naklipnąć te klipki to clip on the clips. W drugą stronę trafiają się kwiatki jak how many years do I have? (how old am I?).

Czasem jestem zaskoczona użciem słów, których znajomości się nie spodziewałam, np:

Mummy, my teeth are chattering.

Tu się dopatruję pozytywnego wpływu oglądania anglojęzycznych bajek - widzę, że rzeczywiście córka przyswaja nowe słowa, akcent i wymowę z tychże. Oprócz Peppy staram się podsuwać dzieciom realistyczne filmy - tu podpowiedzi z czego korzystam.

Drobna dygresja - w momencie kiedy słyszę po polsku jakieś wyjątkowe kalafiory językowe to jednak je prostuję. Drobnostki pomijam milczeniem.

Aby zobrazować poziom językowy Córki przytoczę jedną z naszych rozmów na tematy egzystencjalne:

Córka: Mummy, I don't want to die.
Ja: I don't want to die either, but I hope I'll be very old when I die.
Córka: But that's nothing (kalka językowa: "ale to nic"), because when I die I will feel nothing. I will not feel sad or happy or angry, and I will not feel sorry that I died.

IMG_8534

Widzę też, że Córka dostrzega już, kto mówi niepoprawnie po angielsku, a kto poprawnie - mój mąż niejednokrotnie był przez córkę poprawiany. Babcia jest wręcz na indeksowanym ("skrzywisz głos jak będziesz tak niedokładnie mówić"). No właśnie, nie wspominałam, że jeden komplet dziadków mamy dwujęzyczny. Z tego duetu kluczowy jest mój Tata, który mnie jako dziecko nauczył angielskiego, a obecnie czytuje angielską literaturę z wnukami. Nie sądzę by to miało duży wpływ na rozwój ich mowy, ale z pewnością jest kluczowe w budowaniu pozytywnego wizerunku dwujęzyczności.

Wypowiedź mojej Córy odnośnie nocowania u dziadków:

I will miss home but it will be nice to go to Grandma and play there. Because I haven't been there in a really long time, and, you know, I will see how is her speech doing.

Tu płynnie przechodzimy do tego, co dwujęzyczne dzieci sobie myślą o dwujęzyczności. Wraz z pójściem do przedszkola, córka odkryła, że nie każde dziecko jest dwujęzyczne. Tym niemniej, prawie każde dziecko w jej grupie chodzi na jakieś zajęcia dodatkowe z angielskiego, więc Córka widzi, że w życiu każdej osoby ten angielski jest jakoś obecny.

Mimo to miałam dłuższą przeprawę, gdy musiałam jej wytłumaczyć, że Dr Seuss w oryginale nie jest najlepszym wyborem na czytanie dzieciom książek w przedszkolu (byłam poczytać w jej grupie).

Moja blisko czterolatka od ponad roku jest dzieckiem czytającym, a od jakiegoś czasu piszącym. Jedno i drugie robi w ograniczonym zakresie, w ramach swoich potrzeb i chęci. Z racji tego, że łatwiej z dostępnością polskich książek do nauki czytania, tego, że bardziej po drodze było mi z metodą sylabową i tego, że uważam, że czytanie po angielsku jest sporo trudniejsze niż po polsku, to właśnie uczyłam i uczę dzieci czytania po polsku. Efekt tego taki, że trafiają się takie kwiatki jak na zdjęciu (mamipliztejkałtderabyc = Mummy, please take out the rabbits). Po polsku nie ma problemów z zapisem - nawet radzi sobie z dwuznakami.

IMG_9652

Co się tyczy wymowy, to od wieku 3 lata i 9 miesięcy, Córka poprawnie artykułuje wszystkie głoski polskie i angielskie (TH, polskie R, SZ, CZ, Ż, DŹ). To bardzo wcześnie, wedle wszelkich norm.

Co dalej?

Na razie nie mam w planach zmieniać swojej strategii. Jestem bardzo zadowolona z efektów i jedyne czego mogę sobie życzyć, to żeby trafiła nam się okazja pogadania z ludźmi, którzy polskiego nie znają. Póki co, znajomość polskiego jest przez dzieci brana za pewnik. Myślę, że cennym doświadczeniem będzie spotkanie kogoś, z kim będzie się dało porozumieć tylko po angielsku.

Mam nadzieję, że nie padliście czytając moje wywody (jak ten pan poniżej)
IMG_9992
Bardzo jestem ciekawa Waszych przemyśleń, wątpliwości, sukcesów i porażek z zakresu wprowadzania języków obcych w Waszych domach.

PS. Skoro już jesteśmy przy prywacie, to nadmienię, że tak, zdjęcia na blogu w większości robię sama. Piszę o tym, bo ostatnio okazało się to zaskoczeniem, jak o tym wspomniałam.

Podoba Ci się to co robię? Chcesz być na bieżąco? Jeśli zainteresował Cię ten artykuł, to zapraszam do polubienia mojej strony na Facebooku

Author image
Spiritus movens mamtonakoncujezyka.pl, posiadaczka dwójki dzieci i trzech par rąk (od czasu założenia bloga)