Rodzina i znajomi nieprzychylnie patrzą na dwujęzyczność. Wiesz czemu ich nie przekonasz?
Zapewne stąpam po bardzo cienkim lodzie. Krytyka dwujęzyczności, a zwłaszcza dwujęzyczności zamierzonej budzi spore emocje. Wydawałoby się, że po paru latach obserwowania paru tysięcy rodzin wychowujących dwujęzyczne dzieci mało kto będzie miał wątpliwości, a jednak...
... ciocia napomknęła, że mieszasz dziecku w głowie. Logopeda zaproponowała, żebyś zrezygnował z mówienia po angielsku. Sąsiadka mówi, że szkoda zachodu, bo w szkole i tak nauczą języków. Teściowa uważa, że drugi język zaburzy rozwój emocjonalny dziecka. Stryjenka wytyka ci, że zaprzęgasz dziecko do wyścigu szczurów. Każdy ma swoje "ale".
Takie dyskusje potrafią być irytujące, szczęśliwie łatwo przejść nad nimi do porządku dziennego, jeśli dobrze sobie poukładamy w głowie.
Oni nie życzą ci źle
Malkontentów możemy podzielić na trzy grupy - rodzinę, znajomych oraz specjalistów (logopeda, nauczyciel, itp.). Większość z nich będzie zgłaszała swoje uwagi w dobrej wierze, chcąc "pomóc" tobie w wychowaniu twoich dzieci (włóż jej czapeczkę, bo się przeziębi - brzmi znajomo?).
Zastanawiałaś się skąd w ogóle biorą się te nieprzychylne komentarze? Skąd przychodzi ten pomysł, żeby kwestionować dwujęzyczność? Oto moim zdaniem najczęstsze motywacje do zgłaszania uwag.
W przypadku rodziny:
- Obawa, że dziecko nie będzie w stanie się porozumieć z dziadkami. Najczęściej dziadkowie boją się, że dziecko będzie próbowało mówić do nich w języku, którego nie znają. W naszej rodzinie pojawiły się przelotnie (choć głównie żartem) obawy, że ciężko będzie się dogadać. Tu najlepszym lekarstwem jest czas - każdy ma tendencję do patrzenia z perspektywy "tu i teraz" i ciężko mu sięgnąć myślami dalej niż pół roku naprzód. Dla dziecka, w odróżnieniu od dorosłego, pół roku czy rok to rozwojowy skok, o jakim dorosły nie ma nawet jak pomarzyć. Poproś rodzinę, żeby odłożyć dyskusje na kolejny rok. Powiedz, że zaadresujesz wszelkie wątpliwości jeśli się pojawią w rzeczywistości, a nie teraz, póki są tylko w obszarze hipotetycznym.
- Obawa, że próbujesz zburzyć "odwieczny ład". Ludzie lubią radzić, w ten sposób budują poczucie swojego autorytetu, starają się dowartościować. Każdy niesie bagaż doświadczeń nabyty lata temu i może (choć nie musi) z powątpiewaniem odnosić się do nowinek pedagogicznych (... ale umówmy się, dwujęzyczność nie jest ani nowinką, ani niszą - to jednojęzyczni są w mniejszości). W tej sytuacji najprawdopodobniej krytyka dwujęzyczności zamierzonej jest tylko wisienką na torcie dobrych rad, które słyszysz. Tu problem jest złożony i myślę, że najlepiej sprawdzi się książka Alexa Barszczewskiego "Sukces w relacjach międzyludzkich".
- Obawa, że dziecko jeszcze jako dziecko przegoni swoimi kompetencjami dorosłych. Nie jest to częsty przypadek, jednak i taka motywacja się pojawia, czasem nawet w sposób nieuświadomiony. Dziecko, które językowo przegania kogoś, kto całe życie pocił się nad nauką bez większych efektów jest jednym wielkim wyrzutem sumienia.
- Panikarstwo i konformizm - "A co sąsiedzi pomyślą?" Tego typu obawy manifestują się u osób, które obawiają się odstawania od grupy, cenią sobie konformizm i poczucie przynależności do ogółu społeczności. Babcia czy dziadek mogą bać się, że sąsiedzi czy znajomi będą ich oceniać przez pryzmat wychowania ich wnuków. Warto w takiej sytuacji uświadomić babci czy dziadkowi, że chyba za parę lat będą choć trochę dumni, gdy się okaże, że wnuk czy wnuczka odnosi sukcesy w edukacji językowej. No i czy sąsiedzi powinni decydować o edukacji cudzych dzieci?
W przypadku znajomych:
- Poparcie dla własnych wyborów życiowych - to jest powód nr 1 do wygłaszania negatywnych opinii o dwujęzyczności. Z czysto pragmatycznego punktu widzenia - wyobraź sobie kogoś, kto planuje wyłożyć duże pieniądze na korepetycje i prywatne nauczanie własnego dziecka. Czy on(a) będzie wychwalał(a) metodę nauki języka, która jest (prawie) za darmo i nie wymaga dowożenia dzieci na zajęcia? Choćby nie wiem co, nie dogadacie się.
- Szukanie usprawiedliwienia - ludzie nie lubią wiedzieć, że są leniwi, w związku z czym chętniej powiedzą, że są za starzy na jazdę na rowerze niż przyznają, że wolą posiedzieć przed telewizorem i obejrzeć kolejny odcinek serialu. Dwujęzyczne wychowanie wymaga intelektualnego zaangażowania ze strony rodzica i nawet jeśli nie kosztuje cię dodatkowego czasu, to na pewno wymaga zaangażowania.
W przypadku specjalistów uwagi często wynikają z mitów, które nadal niestety są powielane w środowisku edukatorów. Niewątpliwie opieka edukacyjna / psychologiczna / logopedyczna nad dzieckiem dwujęzycznym wymaga niestandardowego postępowania. Kiedy istnieje potrzeba wyjścia poza strefę komfortu często pojawia się pokusa, żeby wyeliminować przyczynę "odstawania od normy". Jak to osiągnąć? Sugerując zarzucenie jednego z języków.
W takiej sytuacji wcale nie doradzam zmiany specjalisty. Ktoś kto ma obiekcje co do dwujęzycznego wychowania wcale nie musi być złym specjalistą. Spotkałam się z sugestiami zmiany sposobu komunikacji z moimi dziećmi (parukrotnie) i jeszcze nie zdarzyło się, żebym się nie dogadała w obszarze ustalenia planu działania. Oto co zrobiłam:
- Dociekałam do skutku i do bólu wyjaśnienia jakie KONKRETNIE obawy ma specjalista. Nie akceptowałam odpowiedzi ogólnikowych, typu "nie poradzi sobie". Jeśli sobie "nie poradzi" to w czym? Nie pozna 3000 słów do 4 roku życia? Nie będzie w stanie wykonać poleceń terapeuty? Nie będzie w stanie wyartykułować kompletu fonemów z dwóch języków?
- Komunikowałam, że nie zmienię swojej strategii komunikacyjnej z dzieckiem, ale jednocześnie zadawałam pytanie co w takim razie terapeuta potrzebuje z mojej strony? Wykonanie zleconych ćwiczeń w języku polskim - nie ma sprawy. Przeczytanie po polsku x książek tygodniowo i ich omówienie - nie ma sprawy. Cała reszta, poza zaleceniami terapeutycznymi jest nadmierną ingerencją w mój wybór. Ważne jest, że jeśli tak stawiamy sprawę, to poważnie traktujemy kontrakt, który zawieramy ze specjalistą. Nigdy nie składałam obietnic bez pokrycia i zawsze co do joty wypełniałam plan terapii.
- Jeśli specjaliście nie pasuje taki układ (a przecież nie musi), wtedy szukamy kogoś innego. Współpraca dwóch osób bez nici porozumienia nie rokuje dobrze. W takim układzie dla obu stron będzie lepsze, jeśli rozstaną się w zgodzie.
Stawiaj granice
Kiedy przejmować się uwagami, a kiedy nie? Staram się nie wchodzić w polemikę z osobami, które nie są kluczowe dla funkcjonowania MOICH dzieci. Kopanie się z koniem nie da absolutnie żadnego efektu, a zazwyczaj i tak każdy zostaje przy swoich racjach.
Cała reszta zazwyczaj ogranicza się do osób dziadków i specjalistów edukacji/terapii. O specjalistach już napisałam powyżej. W przypadku dziadków najlepszym lekarstwem jest czas i wasz wysiłek włożony w rozwój dziecka. Moje dzieci mają 6 i 4 lata i po tych x latach wychowania w dwujęzyczności nikomu z rodziny nawet nie przemknęłoby przez myśl, żeby składać jakiekolwiek reklamacje.
Szkoda by było, gdybyście dali się przekonać do zarzucenia idei wczesnej edukacji językowej. Stracilibyście efekt, który utrzyma się przez resztę życia waszego dziecka dla jednego roku spokoju od wysłuchiwania (bo tyle zwykle trwa narzekactwo).
Czy to sposób na życie dla każdego?
Na koniec mam niezmiernie ważną uwagę. Dwujęzyczność nie jest sposobem na życie dla każdego. Ja uważam, że jest wspaniała, ale nie jestem nawiedzoną ewangelistką. Oczywiście, gotuję się gdy ktoś gada głupoty, ale nie próbuję przekonywać nikogo, że ma nagle postawić swoje życie na głowie. Tego samego oczekuję od otoczenia.
Rady, które zawarłam w tym artykule są kierowane do tych osób, które czują się stłamszone presją i zazwyczaj skupiają się na przyjęciu stanowiska obronnego. Zamiast doradzać wam, jak stoczyć bitwę, staram się pokazać motywacje, które stoją za różnej maści "dobrymi radami". Zrozumienie oponenta pozwala złapać dystans i ochłonąć, zamiast wdawać się w bezcelowe przepychanki.
Jeśli potrzebujecie dla swojego spokoju wiedzieć czemu:
- dwujęzyczność jest dobra
- języków najlepiej uczyć od małego (choć stare konie też świetnie się uczą)
- dwujęzyczność nie powoduje poważnych problemów logopedycznych
- mieszanie języków nie jest objawem mitycznego "pomieszania w głowie"
- nie nauczysz swojego dziecka "źle"
- dwujęzyczność nie wymaga rzucenia pracy i zostania etatowym "rodzicem"
to kliknijcie w powyższe linki i przeczytajcie moje artykuły na ten temat.
Powodzenia!
Podoba Ci się to co robię? Chcesz być na bieżąco? Jeśli zainteresował Cię ten artykuł, to zapraszam do polubienia mojej strony na Facebooku